Władza innych? Pozwoliłeś!
Podniosły się liczne głosy
niezadowolonych. Że znowu największe kokosy dostaną leśne dziadki. Że cała kasa
pójdzie na Wschód, a co z resztą kraju, z resztą granicy? Najbardziej drewniane
umysły podnoszą jeszcze kwestię dodatku stołecznego - jak tak można, warszawka,
burżuje, nieroby. Bolszewikowi nie wytłumaczysz, dla niego jedyne rozwiązanie,
to zrównać wszystkich w syfie.
Mnie prywatnie wręcz urzeka radosny
pomysł pana Wąsika, żeby część tych dodatków wliczać do podstawy emerytury
dopiero po 32 latach służby. Jak ten koncept przekłada się na realia? Jeszcze w
październiku, na facebookowej stronie mundurowej, tak pisałem o wąsikowej
„Akcji 32”:
No
i już po Proteście.
Wąsik
bez trzymanki szcza im na ryje, a ci to łykają jak ambrozję.
Czy
rozwiązanie z 32 latami służby ma sens? Miałoby, gdyby stanowiło finalny
element systemu, opartego o precyzyjnie zdefiniowane ścieżki kariery.
Wstępujesz dziś w szeregi i już teraz wiesz, jakie opcje czekają cię, gdy
będziesz w wieku, kiedy zapomnisz, czy dostałeś kulką w łopatki, czy łopatką w
kulki.
Ten
pomysł, rzucony na odczepne, to jawna drwina z dupowłazów. Ostateczny test na
służalczość. Mogą się wykazać tacy, jak K(...), co to bohatersko i odważnie
podnoszą słuchawkę, gdy pan Wąsik dzwoni do nich w swej łaskawości.
Wiek
60 lat, to ustawowa granica, po przekroczeniu której, chcesz czy nie chcesz,
jesteś zwalniany do cywila. Chyba, żeś generał, to wtedy możesz wnioskować o
pozostawienie w służbie do 65 roku życia. A teraz łączymy kropki: 60 (lata
życia) odjąć 32 (lata służby). 28 - tyle lat maksymalnie możesz mieć, by móc
zostać beneficjentem łaski pana Wąsika.
Ktoś powie, że jeszcze się taki nie
urodził, co by wszystkim dogodził. To prawda. Ci będą się tłumaczyć, że co
mogli, to wywalczyli, a ich krytycy będą pohukiwać o ustawce.
Ale
słuchajcie, szanowni oburzeni:
Wy chyba nie rozumiecie, nadal, że
kwestie takie, jak mundurowy socjal, mogą od rządu wyszarpać jedynie związki
zawodowe. To jest wyłączny organ przedstawicielski. Przypomnijcie sobie, ilu
spośród was co i rusz rzuca w gniewie, że "dobrze, że się z tego bajzlu wypisałem"?
Ilu z kąśliwą dumą trzaska w komentarzach na Fejsie, że „nigdy do tego nie należałem
i nie żałuję”?
Bajzel? W wielu miejscach
rzeczywiście. Ja otwarcie nazywam mafią pewną cwaniacką ekipkę, co się na
związkowym majątku dosłownie uwłaszczyła i mówi o sobie „zwiunskowa ylita”.
Analfabeci, tchórze i dupowłazy. No tak, ale czy na tym poprzestaję? Na
blogerskim kontestowaniu i podjazdowej wojence memów? Nie. Wydalony z jednego
związku, przystąpiłem do innego – zachęcając również innych.
Nie wszystkie związki zawodowe za
pierwszy punkt swojej misji przyjęły bycie najwytworniejszym lupanarem w
gminie. Mamy w służbach mundurowych związkowy pluralizm. Przykład: jak ci się,
strażaku, nie podoba Solidarność, możesz spróbować we Florianie. Jak ci się,
policjancie, nie podoba Jankowsky&Co, możesz spróbować w dwóch innych
związkach. Jak ci się nie podoba, strażniku graniczny, w kolasowni, to też masz
do wyboru dwa inne związki. Ale coś rób, gdzieś wykaż aktywność, zamiast po próżnicy
mleć ozorem przy kawce na komendzie, albo klepać wściekle w klawiaturę i sadzić
byki w komentarzach, bo ci niepostrzeżenie autokorekta wzniosłe manifesty
poszatkowała na semantyczne kotlety.
Pozostając poza systemem związków,
oddajesz władzę innym. Najnowsze rozdanie, ten ociekający gównem i wazeliną
kompromis, uśmiechnięte pysie i duma usłużnych matołów, nazywających siebie
„komitetem protestacyjnym”, to najlepszy dowód na to, że mając związki gdzieś,
masz tam także swoją mundurową dolę. Ty byś inaczej to rozegrał, nie? Tam na
tych negocjacjach, nie? Ale ktoś zrobił to za ciebie, i czy ci się to podoba,
czy nie, także w twoim imieniu – pozwoliłeś na to.
Były liczne przypadki, że
funkcjonariusze istotnie zaangażowali się w aktywność związkową, a w trakcie
wyborów zostali oszukani. Związkowa mafia zna wiele sztuczek. Najprostsza, to
zatajenie terminu zebrania wyborczego, tak, żeby dotarli na nie tylko ci,
którzy wybiorą kogo trzeba. To dość powszechna patologia. Ale nie przesadzajmy.
Mówimy to może o kilkudziesięciu, kilkuset przypadkach w skali
ćwierćmilionowego środowiska zawodowego. O kilkuset oszukanych osobach. Na
spotkanie wejdzie 15 ludzi i nie ma kworum, bo uprawnionych jest 230. Ale za
dwie godziny, zgodnie ze statutem, idzie drugi termin, gdzie kworum już nie
jest wymagane. I co? Chcecie powiedzieć, że takie bezczelne wyborcze przewały
byłyby możliwe, gdyby na te zebrania przychodziło 150-200 chętnych, a nie
kilkunastu? Żaden bandzior udający związkowca, nie odważyłby się mataczyć przy
dużej frekwencji.
Tym, którzy są oburzeni nieudolnością związkowców negocjujących z resortem, odpowiadam:
TAKICH SOBIE WYBRALIŚCIE. Albo pozwoliliście, żeby zrobiono to za was.
[]
Materiał źródłowy:
Wspólny komunikat MSWiA i mundurowych związkowców
Wesprzyj moją pracę na:
buycoffee.to/rebeliant
Komentarze
Prześlij komentarz