Najnowszy Pan Samochodzik, czyli Indiana Bond na miarę naszych możliwości



Nowy film o Panu Samochodziku jest dostępny dla widzów od 12 lipca 2023 roku.

Zanim go obejrzałem, przeczytałem olbrzymią ilość wpisów na stronie „Filmweb”. Komentujący podzielili się na dwa obozy. Pierwsi ciskali gromy, oburzeni śmiertelnie. „Wytrzymałem 20 minut” etc. Drudzy podjęli polemikę z pierwszymi, używając na ogół debilnych argumentów. Byłem więc nastawiony wrogo, ale chciałem poznać tę produkcję, żeby przynajmniej wiedzieć, wokół czego toczy się dyskusja.

Autorzy komentarzy krytycznych zarzucają filmowi, że nie ma nic wspólnego z pierwowzorem literackim, ani z serialem z 1971 roku. Że dialogi słabe, że promuje jakiś sztuczny feminizm, że role dziecięce są żenujące, że samochód nie taki... Krytykujący zdają się być oburzeni podstawowym grzechem filmu, to znaczy, że do jego realizacji nie odkopano i nie ożywiono Stanisława Mikulskiego.

Po obejrzeniu stwierdzam, że te opinie są krzywdzące, a ich autorzy chyba najbardziej dają wyraz tęsknocie za młodością, która uleciała wraz z popiołem po wypalonym ustroju PRL.

Film „Pan Samochodzik i Templariusze” ma trochę wspólnego zarówno z książką, jak i ze swoim ekranowym poprzednikiem. Informacja w napisach początkowych, że powstał on „na podstawie” powieści, to wprawdzie gruba przesada, ale na pewno nie można zaprzeczyć, że powstał na jej motywach.

W filmie spotkamy po pierwsze pana Tomasza. Jest też postać Petersena. Jest brzydki pływający samochód. Są harcerze, co prawda nie trzej, a troje - dziewczyna i dwóch chłopaków. Niektórych razi, że dziewczyna deklaruje się, jako feministka. No i co z tego? Wykreowana tutaj postać zachowuje się co prawda asertywnie, ale kulturalnie i życzliwie, a w zespole współpracuje zgodnie i kreatywnie. Żadnych obyczajowych głupot nikt tutaj nie przemycił. Jest garść historycznych ciekawostek, wytyczających kierunek poszukiwań.  Jest wędrówka w lochach, są kościotrupy, jest też studnia, która prowadzi do istotnej dla fabuły lokalizacji. Pan Tomasz pracuje rzecz jasna w muzeum. Motywów, które fani serialu i książki łatwo rozpoznają, nie brakuje.

Dialogi w filmie wcale nie są drętwe. Dziecięcy aktorzy nie każdemu wyzwaniu podołali na najwyższym poziomie, ale to się zdarza - za to w dwudziestym pierwszym wieku już nie gilotynujemy. Sporo do życzenia pozostawia dykcja, czy szerzej, emisja głosu wykonawców. Ale to też nie wyróżnia nowego „Pana Samochodzika” na tle ogólnej akustycznej mizerii w polskiej współczesnej kinematografii. Mogłoby być dużo lepiej, choć na pewno bywa przerażająco dużo gorzej, więc nie wyskakujmy z udawaną pohańbioną cnotą.

Film ma dobre tempo i od początku tworzy nastrój tajemnicy. Dobrze dopasowano muzykę, trafnie dobrano filtry kliszy. Akcja toczy się w epoce PRL i realizatorzy sumiennie wywiązali się z zadania doboru przekonującej scenografii. Zapewne budżet był jak zwykle skromny, więc film jest raczej kameralny, ale użyto kilku detali, które filmowemu PRL-owi dodają autentyzmu.

A jak wypada postać pana Tomasza? Twierdzę, że co najmniej przyzwoicie. Ale to nie jest sobowtór mistrza Mikulskiego. Tamten, to był jedyny, który jakby wyszedł z książki Zbigniewa Nienackiego. Ani poprzednik, Jan Machulski, ani następcy, czyli panowie Krukowski i Wysocki, nawet nie zbliżyli się do modelu charyzmatycznego narcystycznego erudyty, który gardzi damskim intelektem i twardo stąpając po ziemi, chwyta trudności za gardło. A ten najnowszy Pan Samochodzik się zbliżył.

Mateusz Janicki wykreował postać twardziela, będącego fizycznie i mentalnie połączeniem Indiany Jonesa i Jamesa Bonda. U części widzów wywołuje to – a jakże – oburzenie, skłania do szyderstw. Ale tak go „rozpisano” w scenariuszu. Jego przełożona, w tej roli Ewa Błaszczyk, przypomina trochę bondowską „M”.

Fabuła jest poprowadzona w taki sposób, aby umożliwić płynne przejście do kontynuacji, gdyby producenci się na to zdecydowali. Dobry manewr. Jedna przygoda zamknięta, nowa majaczy na horyzoncie, a uczestnicy już się wstępnie zakolegowali.

Jeśli ktoś oczekiwał kolorowego remake’u „Samochodzika i Templariuszy” z 1971 roku, to może się rozczarować. Jeżeli ktoś spodziewał się sobowtóra Stanisława Mikulskiego w tytułowej roli, to też może się rozczarować. O Oscara najnowszy Pan Samochodzik też nie zawalczy. Ale ogląda się go dobrze. Jest to film o spójnej fabule, dynamiczny, jak najbardziej przygodowy i przyjemny w odbiorze. Ja bym go zaklasyfikował niżej od niedoścignionych w ostatnich latach „Tarapatów”, ale wyżej od całkiem przecież sprawnego „Klubu włóczykijów”.

Raz na pewno można obejrzeć, a ja chętnie zrobię to jeszcze kilkakrotnie.

 

Strona "Pana Samochodzika i Templariuszy" na Filmwebie

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bartas - nieśmieszny błazenek

PSP Nowy Tomyśl - Kołdyk i Damian szampańsko

Co było w Bydgoskiej Policji przed Markiewiczem? Prąd